poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 1


Upajałam się błogim niebytem z, którego wyrwał mnie nagle budzik. Gdyby nie to, że ustawiłam go w telefonie pewnie rzuciłabym nim o ścianę, ale nie chciałam tracić możliwości dzwonienia do przyjaciół więc włączyłam po prostu drzemkę. Jasne promienie światła wpadały przez duże okno z wyjściem na balkon z którego rozpościera się widok na ogród. Wieczorem nie chciało mi się spuszczać rolet czego skutki odczuwałam teraz. Przeklełam w myślach swoje lenistwo.
Telefon znów zaczął grać melodię mojej ulubionej piosenki. Spojrzałam na mały wyświetlacz mojego mini smartfona. Pojawiło się na nim zdjęcie mojej przyjaciółki Adriany. Odebrałam połączenie. Po krótkiej rozmowie okazało się, że Adi, bo tak nazywałam ją w skrócie, chce założyć sukienkę do szkoły, ale oczywiście sama w niej nie pójdzie więc próbowała mnie przekonać żebym też założyła sukienkę. Powiedziałam jej, że nie mam na to nastroju. Jeszcze kilka razy próbowała po czym poddała się.
Stwierdziłam, że najwyższa pora wstać. Ściągnęłam bose stopy na miękki i puszysty turkusowy dywan, który dobierałam do koloru ścian. Zaczęłam podnosić się z wielkiego łóżka i wtedy to się stało...
Świat zawirował mi przed oczami i zobaczyłam czarne mroczki. Byłam na tyle przytomna by upadając przenieść ośrodek ciężkości ciała w tył dzięki czemu wylądowałam w miękkiej pościeli na moim łóżku. Siadłam już pewnie na nim i napiłam się wody, która stała w plastikowej butelce na szafce nocnej. Piję tylko niegazowaną wodę choć niektórzy twierdzą, że co to za różnica, kranówa taka sama. Nie umiem pić gazowanej wody a poza tym niegazowana jest zdrowsza.
Powoli, ale pewnie wstałam. Zaczęłam grzebać w dużej, białej komodzie. Znalazłam jeansowe szorty i białą podkoszulkę z czarnym napisem ''BAD''. Nie był to może jakiś super wyczyn modowy, ale lubiłam ubierać się w ten sposób. Było mi w nim wygodnie. Lubię sportowe ubrania choć dobrze czuję się też w eleganckich. Wszystko zależało od nastroju i planu lekcji. Wsunęłam na nogi białe kapcie i zeszłam do kuchni. Jak zwykle o tej porze tata wyjeżdżał z garażu czarną A4. Jest szefem fili banku. Mama zajmowałam się mną do skończenia ośmiu lat. Nie chciała zostawiać mnie z kimś obcym. Dzięki temu mam z nią bardzo dobry kontakt. Teraz pracuje jako masażystka w Lorach, ma jakieś dziesięć minut spacerkiem do budynku w, którym pracuje tata. Z zawodu jest projektantką wnętrz i ogrodów, ale nie było zbyt wielu zamówień więc zrobiła kurs masażu i teraz pracuje w salonie piękności mamy Błażeja. Pracuje tam tylko cztery godziny dziennie. Nie chodzi o to, że brakowało by nam kasy ale mama nie chce siedzieć sama w domu. Zazwyczaj zaczyna prace dopiero o dwunastej chyba, że są umówieni klienci.
Wsypałam musli do mojej ulubionej, białej miseczki i zalałam zimnym mlekiem. Zjadłam w pośpiechu popijając szklanką soku pomarańczowego. Szybko umyłam zęby i rozczesałam blond włosy sięgające ramion. Kiedyś miałam dłuższe włosy, ale przez pójście do nie sprawdzonej fryzjerki mam takie jak mam. Zamiast obciąć mi dwa centymetry tak jak mówiła obcięła mi chyba z piętnaście. To był jakiś koszmar. Na szczęście gdy mama mnie zobaczyła zawiozła mnie do pani Anety, mamy Błażeja, która jest fryzjerką i cudotwórczynią. Wycieniowałam mi je i teraz nie wyglądają tak źle. Chodź na początku byłam zła na tamtą fryzjerkę teraz w sumie jestem jej wdzięczna za to co zrobiła bo moje włosy stały się dużo grubsze i łatwiejsze w rozczesywaniu z czym wcześniej miałam duży problem. Nigdy nie używałam prostownicy, i nie zamierzam używać, a moje włosy są zawsze idealnie proste. Nie rozumiem tego, że dziewczyny zazdroszczą mi, że są tak proste. Od zawsze marzyłam o burzy loków. Nawet takich nieogarniętych. I nie rozumiem jak można na takie narzekać. Przecież to istne cud.
Jeszcze na chwilę wbiegłam do swojego pokoju po skarpetki i ulubiony zestaw biżuterii, czyli duże czarne wkrętki kupione dawno temu na zakupach z Adą i bransoletkę, którą dostałam od Błażeja na urodziny. Złapałam czarną torbę ze złotymi suwakami leżąca na biurku. Pomarańczowa książka od angielskiego wystawała z niej. Nie mieściła się do końca, ale o jedną książkę nie chciałam zakładać plecaka. W przedpokoju zdjęłam futerkowe kapcie i założyłam czarne trampki. Każde z nas miało swój komplet kluczy. Złapałam mój leżący na komodzie w przedpokoju i wyszłam z domu. Nie zamykałam drzwi bo wiedziałam, że mama jest w środku. Szybko podbiegłam do garażu po rower.
Wsiadłam na niego i w świetle poranka ruszyłam leśną ścieżką do szkoły. Zajmowało mi to jakieś dziesięć minut. Nie chciałam jeździć autobusem z lenistwa. Nie miałam ochoty chodzić tak daleko na przystanek, a poza tym rowerem było szybciej. Wspominałam już, że mieszkam w kompletnej dziurze? Mój dom został zbudowany w lesie otaczającym z jednej strony Lory. Ale mi to odpowiada. Brak wścibskich sąsiadów, którzy chcą wszystko o tobie wiedzieć, cisza, spokój. Po prostu marzenie. To właśnie tu się wychowałam. Gdy byłam mała często wędrowałam z rodzicami po tutejszych lasach. To od nich nauczyłam szanować przyrodę. Teraz rodzice nie mają tyle czasu co kiedyś, więc sama chodzę na spacery. Znam te lasy jak własną kieszeń.
Szybko dotarłam do szkoły. Postawiłam rower na jednym z wielu stojaków i zapięłam blokadę. Nie słyszałam tu o takich kradzieżach, ale zawsze lepiej być ostrożną. Moja szkoła nie należała do największych, ale do najmniejszych też nie. Uczyło się tutaj około czterystu uczniów.
Był czerwiec więc większość uczniów stała przed szkołą, rozmawiając, spisując i czekając na pierwszy dzwonek. Zobaczyłam moja paczkę zgromadzą przy jednej z ławek stojących od frontu szkoły. Zbliżyłam się do nich i spostrzegłam, że stoi z nimi jedna z dziewczyn, z 2 a.
Miała na imię Ala. Chodziłyśmy razem na angielski, niemiecki i jeszcze kilka przedmiotów. Zawsze dostawała najlepsze stopnie. Widać było po niej, że zależy jej na tym i się tym przejmuje. Średniej długości, rude włosy zaplotła w jakiś dziwny warkocz. Czasami jej fryzura była piękna i wszyscy się nią zachwycali, ale często bywało tak, że ludzie się z niej śmiali. Tylko raz w życiu widziałam ją w rozpuszczonych włosach to było chyba na naszej komunii. Założyła cienką, dużą bluzę z kapturem w rażąco zielonym kolorze, który chyba miał odwrócić uwagę od koloru jej włosów a robił coś zupełnie odwrotnego Szare leginsy były lekko za długie. Taki był jej styl ubierania się, wszystko za duże , zwłaszcza bluzy i podkoszulki, chyba nie lubiła obcisłych ubrań. Sukienkę zakładała tylko na zakończenie bądź rozpoczęcie roku szkolnego jeśli jej mamie udało się ją do tego zmusić.
Zawsze pomocna i życzliwa dla wszystkich. Nie dało się nie lubić tej dziewczyny. Udzielała się gdzie tylko mogła. Obok niej stał mój przyjaciel Błażej.
Znamy się od zawsze. Nasi rodzice się przyjaźnią. Błażej jest dla mnie jak brat, którego niestety nigdy nie miałam. Ma piękne czekoladowe oczy, których zawsze mu zazdrościłam. Ja miałam po prostu niebieskie, chodź z rana wyglądały na zielone a wieczorem szare. Jasne i przejrzyste. Zawsze lubiłam tarmosić tę jego brązową czuprynę. Często zamawialiśmy ubrania razem przez internet. Dzisiaj założył białą podkoszulkę z granatowymi napisami i brązowe rurki. Jego czarne trampki za kostkę były luźno związane. Chodził do 3 a. Był dość wysoki, przynajmniej jak dla mnie, bo ja liczyłam niewiele centymetrów, jakieś sto sześćdziesiąt a on był ponad dwadzieścia centymetrów wyższy.
Gdy podeszłam na tyle blisko by słyszeć o czy rozmawiają, zauważyli mnie. Błażej i Ala uśmiechnęli się na powitanie natomiast Adriana siedząca na ławce rzuciła tylko:
-Co tak późno, zaraz zadzwoni dzwonek.
- Najważniejsze, że zdążyłam.- Odbąknęłam tylko
Tak jak podejrzewałam nie założyła sukienki, ani nawet spódniczki. Miała na sobie dość dopasowane czarne spodnie i śliczną białą tunikę z lekkim dekoltem. Długie włosy spięła w kok na środku głowy. Kilka pasm wypięło się z niego i co jakiś czas Adi zakładała je za ucho.
Widziałam, że jest poddenerwowana, chyba się nie wyspała a na drugiej lekcji mieliśmy pisać sprawdzian. Adriana jest straszną panikarą, wszystkim się przejmuje, zawsze chce być we wszystkim najlepsza choć udaje, że jej w ogóle nie zależy.
Siadłam obok niej, przytuliłam ją i powiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Nagle rozległ się irytujący dźwięk, którego chyba żaden uczeń nie lubi jeśli dzwoni na lekcję. Wszyscy uczniowie udali się do budynku naszego gimnazjum. Błażej i jego kolega pożegnali się i pobiegli na salę gimnastyczną. Jak zawsze w poniedziałki miał pierwszy wf. Ja i Adi spokojnym krokiem poszłyśmy do sali matematycznej. Nie musiałyśmy się spieszyć, bo nasza matematyczka zawsze się spóźniała. Ala zanim poszła na biologię obiecała, że po sprawdzianie od razu powie nam co na nim było. Cała 2 b stała już przed salą nr 20. Powitałyśmy się ze wszystkimi głośnym:
-Cześć.
Po czym podeszłyśmy do grupki dziewczyn z którymi bardziej się kumplowałyśmy. Lubię moją klasę. Jakby to powiedzieć? Nikt w niej nie ''gwiazdorzył'', wszyscy byli równi.
Nie myliłam się, pani Kwiatkowska spóźniła się. Przyszła piętnaście minut po dzwonku, ale nam to nie przeszkadzało. Obecnie na matematyce zajmowaliśmy się geometrią, którą bardzo lubiłam, za to Adriana wręcz nienawidziła. Była bardzo dobra z języków, ale z matmy jej nie szło. Często pomagałam jej w tym. Na szczęście oceny były już wystawione i nie musiałyśmy się już przejmować.
Lekcja minęła nam szybko. Adriana grała na telefonie ukrytym w piórniku a ja jak zwykle szkicowałam. Siedziałyśmy w ostatniej ławce naprzeciwko biurka nauczycielki co powodowało, że nie widziała co robimy, bo zasłaniały nas osoby siedzące przed nami.
-Co rysujesz?- zapytała Adi przechylając głowę tak, że jeden niesforny kosmyk znów wypiął się z jej pięknego koka.
Podniosłam dłoń tak, że dziewczyna zobaczyła rysunek.
-Jejciu, jakie piękne!
-Yhm... Ciekawa jestem czy chociaż wiesz co nabazgrałam?
-No dobra, nie wiem, ale i tak jest piękne. To jakiś ptak, prawda?
-Tak, to Falco biarmicus
-Że co?
-Raróg górski.
-Aha...
-No wiesz taki ptak piękny ptak używany do polowań.
-Nie wiedziałam, ale już wiem. Tylko nie opowiadaj więcej.
-Okey.- nie opowiadałam, bo wiedziałam, że jej to nie obchodzi i w ogóle mnie nie słucha.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli się pakować i wychodzić z klasy. Podbiegłyśmy pod biologiczną z której właśnie wychodziła Ala. Zaczęłyśmy ją wypytywać. Powiedziała, że sprawdzian był łatwy i żebyśmy powtórzyły dwa ostatnie tematy.
Przerwa szybko minęła, ledwo zdarzyłyśmy to przeczytać. Weszłyśmy do klasy i siadłyśmy w czwartej ławce w środkowym rzędzie licząc na to, ze nas nie rozsadzi. Liczyć zawsze można...Usłyszałam twardy głos Żebrowskiej:
-Nadia, do pierwszej ławki.
Wzięłam długopis i zgodnie z poleceniem nauczycielki siadłam w pierwszej ławce. Oprócz mnie rozsadziła jeszcze kilka osób.
Napisałam sprawdzian najlepiej jak potrafiłam. Od niego zależała moja ocena końcowa. Biolożka nie uznawała czegoś takiego jak poprawki. Kocham biologię i nawet dobrze mi z niej idzie, ale ta pani jest naprawdę wymagająca.
Wyszłyśmy z klasy i nagle zrobiło mi się strasznie słabo, świat zawirował a ja upadłam... No nie do końca, bo ktoś mnie złapał, ale nie wiedziałam kto. Czułam tylko męskie ramiona niosące mnie przez ciemność.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Moje pierwsze opowiadanie

               Jest to blog poświęcony mojemu pierwszemu opowiadaniu. Będzie to historia dziewczyny o imieniu Nadia. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie opublikuję pierwszy rozdział. Jest on już napisany, ale niestety w wersji papierowej i zostaje przepisywany na komputer. Postaram się to zrobić jak najszybciej ;)
Jak napisałam powyżej jest to moje pierwsze opowiadanie, wiec mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali :D