Upajałam
się błogim niebytem z, którego wyrwał mnie nagle budzik. Gdyby
nie to, że ustawiłam go w telefonie pewnie rzuciłabym nim o
ścianę, ale nie chciałam tracić możliwości dzwonienia do
przyjaciół więc włączyłam po prostu drzemkę. Jasne promienie
światła wpadały przez duże okno z wyjściem na balkon z którego
rozpościera się widok na ogród. Wieczorem nie chciało mi się
spuszczać rolet czego skutki odczuwałam teraz. Przeklełam w
myślach swoje lenistwo.
Telefon znów zaczął grać
melodię mojej ulubionej piosenki. Spojrzałam na mały wyświetlacz
mojego mini smartfona. Pojawiło się na nim zdjęcie mojej
przyjaciółki Adriany. Odebrałam połączenie. Po krótkiej
rozmowie okazało się, że Adi, bo tak nazywałam ją w skrócie,
chce założyć sukienkę do szkoły, ale oczywiście sama w niej nie
pójdzie więc próbowała mnie przekonać żebym też założyła
sukienkę. Powiedziałam jej, że nie mam na to nastroju. Jeszcze
kilka razy próbowała po czym poddała się.
Stwierdziłam, że najwyższa
pora wstać. Ściągnęłam bose stopy na miękki i puszysty
turkusowy dywan, który dobierałam do koloru ścian. Zaczęłam
podnosić się z wielkiego łóżka i wtedy to się stało...
Świat
zawirował mi przed oczami i zobaczyłam czarne mroczki. Byłam na
tyle przytomna by upadając przenieść ośrodek ciężkości ciała
w tył dzięki czemu wylądowałam w miękkiej pościeli na moim
łóżku. Siadłam już pewnie na nim i napiłam się wody,
która stała w plastikowej butelce na szafce nocnej. Piję tylko
niegazowaną wodę choć niektórzy twierdzą, że co to za różnica,
kranówa taka sama. Nie umiem pić gazowanej wody a poza tym
niegazowana jest zdrowsza.
Powoli, ale pewnie wstałam.
Zaczęłam grzebać w dużej, białej komodzie. Znalazłam jeansowe
szorty i białą podkoszulkę z czarnym napisem ''BAD''. Nie był to
może jakiś super wyczyn modowy, ale lubiłam ubierać się w ten
sposób. Było mi w nim wygodnie. Lubię sportowe ubrania choć
dobrze czuję się też w eleganckich. Wszystko zależało od
nastroju i planu lekcji. Wsunęłam na nogi białe kapcie i zeszłam
do kuchni. Jak zwykle o tej porze tata wyjeżdżał z garażu czarną
A4. Jest szefem fili banku. Mama zajmowałam się mną do skończenia
ośmiu lat. Nie chciała zostawiać mnie z kimś obcym. Dzięki temu
mam z nią bardzo dobry kontakt. Teraz pracuje jako masażystka w
Lorach, ma jakieś dziesięć minut spacerkiem do budynku w, którym
pracuje tata. Z zawodu jest projektantką wnętrz i ogrodów, ale nie
było zbyt wielu zamówień więc zrobiła kurs masażu i teraz
pracuje w salonie piękności mamy Błażeja. Pracuje tam tylko
cztery godziny dziennie. Nie chodzi o to, że brakowało by nam kasy
ale mama nie chce siedzieć sama w domu. Zazwyczaj zaczyna prace
dopiero o dwunastej chyba, że są umówieni klienci.
Wsypałam musli do mojej
ulubionej, białej miseczki i zalałam zimnym mlekiem. Zjadłam w
pośpiechu popijając szklanką soku pomarańczowego. Szybko umyłam
zęby i rozczesałam blond włosy sięgające ramion. Kiedyś miałam
dłuższe włosy, ale przez pójście do nie sprawdzonej fryzjerki
mam takie jak mam. Zamiast obciąć mi dwa centymetry tak jak mówiła
obcięła mi chyba z piętnaście. To był jakiś koszmar. Na
szczęście gdy mama mnie zobaczyła zawiozła mnie do pani Anety,
mamy Błażeja, która jest fryzjerką i cudotwórczynią.
Wycieniowałam mi je i teraz nie wyglądają tak źle. Chodź na
początku byłam zła na tamtą fryzjerkę teraz w sumie jestem jej
wdzięczna za to co zrobiła bo moje włosy stały się dużo grubsze
i łatwiejsze w rozczesywaniu z czym wcześniej miałam duży
problem. Nigdy nie używałam prostownicy, i nie zamierzam używać,
a moje włosy są zawsze idealnie proste. Nie rozumiem tego, że
dziewczyny zazdroszczą mi, że są tak proste. Od zawsze marzyłam o
burzy loków. Nawet takich nieogarniętych. I nie rozumiem jak można
na takie narzekać. Przecież to istne cud.
Jeszcze na chwilę wbiegłam
do swojego pokoju po skarpetki i ulubiony zestaw biżuterii, czyli
duże czarne wkrętki kupione dawno temu na zakupach z Adą i
bransoletkę, którą dostałam od Błażeja na urodziny. Złapałam
czarną torbę ze złotymi suwakami leżąca na biurku. Pomarańczowa
książka od angielskiego wystawała z niej. Nie mieściła się do
końca, ale o jedną książkę nie chciałam zakładać plecaka. W
przedpokoju zdjęłam futerkowe kapcie i założyłam czarne trampki.
Każde z nas miało swój komplet kluczy. Złapałam mój leżący na
komodzie w przedpokoju i wyszłam z domu. Nie zamykałam drzwi bo
wiedziałam, że mama jest w środku. Szybko podbiegłam do garażu
po rower.
Wsiadłam na niego i w świetle
poranka ruszyłam leśną ścieżką do szkoły. Zajmowało mi to
jakieś dziesięć minut. Nie chciałam jeździć autobusem z
lenistwa. Nie miałam ochoty chodzić tak daleko na przystanek, a
poza tym rowerem było szybciej. Wspominałam już, że mieszkam w
kompletnej dziurze? Mój dom został zbudowany w lesie otaczającym z
jednej strony Lory. Ale mi to odpowiada. Brak wścibskich sąsiadów,
którzy chcą wszystko o tobie wiedzieć, cisza, spokój. Po prostu
marzenie. To właśnie tu się wychowałam. Gdy byłam mała często
wędrowałam z rodzicami po tutejszych lasach. To od nich nauczyłam
szanować przyrodę. Teraz rodzice nie mają tyle czasu co kiedyś,
więc sama chodzę na spacery. Znam te lasy jak własną kieszeń.
Szybko dotarłam do szkoły.
Postawiłam rower na jednym z wielu stojaków i zapięłam blokadę.
Nie słyszałam tu o takich kradzieżach, ale zawsze lepiej być
ostrożną. Moja szkoła nie należała do największych, ale do
najmniejszych też nie. Uczyło się tutaj około czterystu uczniów.
Był czerwiec więc większość
uczniów stała przed szkołą, rozmawiając, spisując i czekając
na pierwszy dzwonek. Zobaczyłam moja paczkę zgromadzą przy jednej
z ławek stojących od frontu szkoły. Zbliżyłam się do nich i
spostrzegłam, że stoi z nimi jedna z dziewczyn, z 2 a.
Miała na imię Ala.
Chodziłyśmy razem na angielski, niemiecki i jeszcze kilka
przedmiotów. Zawsze dostawała najlepsze stopnie. Widać było po
niej, że zależy jej na tym i się tym przejmuje. Średniej
długości, rude włosy zaplotła w jakiś dziwny warkocz. Czasami
jej fryzura była piękna i wszyscy się nią zachwycali, ale często
bywało tak, że ludzie się z niej śmiali. Tylko raz w życiu
widziałam ją w rozpuszczonych włosach to było chyba na naszej
komunii. Założyła cienką, dużą bluzę z kapturem w rażąco
zielonym kolorze, który chyba miał odwrócić uwagę od koloru jej
włosów a robił coś zupełnie odwrotnego Szare leginsy były lekko
za długie. Taki był jej styl ubierania się, wszystko za duże ,
zwłaszcza bluzy i podkoszulki, chyba nie lubiła obcisłych ubrań.
Sukienkę zakładała tylko na zakończenie bądź rozpoczęcie roku
szkolnego jeśli jej mamie udało się ją do tego zmusić.
Zawsze pomocna i życzliwa dla
wszystkich. Nie dało się nie lubić tej dziewczyny. Udzielała się
gdzie tylko mogła. Obok niej stał mój przyjaciel Błażej.
Znamy się od zawsze. Nasi
rodzice się przyjaźnią. Błażej jest dla mnie jak brat, którego
niestety nigdy nie miałam. Ma piękne czekoladowe oczy, których
zawsze mu zazdrościłam. Ja miałam po prostu niebieskie, chodź z
rana wyglądały na zielone a wieczorem szare. Jasne i przejrzyste.
Zawsze lubiłam tarmosić tę jego brązową czuprynę. Często
zamawialiśmy ubrania razem przez internet. Dzisiaj założył białą
podkoszulkę z granatowymi napisami i brązowe rurki. Jego czarne
trampki za kostkę były luźno związane. Chodził do 3 a. Był dość
wysoki, przynajmniej jak dla mnie, bo ja liczyłam niewiele
centymetrów, jakieś sto sześćdziesiąt a on był ponad
dwadzieścia centymetrów wyższy.
Gdy podeszłam na tyle blisko
by słyszeć o czy rozmawiają, zauważyli mnie. Błażej i Ala
uśmiechnęli się na powitanie natomiast Adriana siedząca na ławce
rzuciła tylko:
-Co
tak późno, zaraz zadzwoni dzwonek.
-
Najważniejsze, że zdążyłam.- Odbąknęłam tylko
Tak jak podejrzewałam nie
założyła sukienki, ani nawet spódniczki. Miała na sobie dość
dopasowane czarne spodnie i śliczną białą tunikę z lekkim
dekoltem. Długie włosy spięła w kok na środku głowy. Kilka pasm
wypięło się z niego i co jakiś czas Adi zakładała je za ucho.
Widziałam, że jest
poddenerwowana, chyba się nie wyspała a na drugiej lekcji mieliśmy
pisać sprawdzian. Adriana jest straszną panikarą, wszystkim się
przejmuje, zawsze chce być we wszystkim najlepsza choć udaje, że
jej w ogóle nie zależy.
Siadłam obok niej, przytuliłam
ją i powiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Nagle rozległ się
irytujący dźwięk, którego chyba żaden uczeń nie lubi jeśli
dzwoni na lekcję. Wszyscy uczniowie udali się do budynku naszego
gimnazjum. Błażej i jego kolega pożegnali się i pobiegli na salę
gimnastyczną. Jak zawsze w poniedziałki miał pierwszy wf. Ja i Adi
spokojnym krokiem poszłyśmy do sali matematycznej. Nie musiałyśmy
się spieszyć, bo nasza matematyczka zawsze się spóźniała. Ala
zanim poszła na biologię obiecała, że po sprawdzianie od razu
powie nam co na nim było. Cała 2 b stała już przed salą nr 20.
Powitałyśmy się ze wszystkimi głośnym:
-Cześć.
Po
czym podeszłyśmy do grupki dziewczyn z którymi bardziej się
kumplowałyśmy. Lubię moją klasę. Jakby to powiedzieć? Nikt w
niej nie ''gwiazdorzył'', wszyscy byli równi.
Nie myliłam się, pani
Kwiatkowska spóźniła się. Przyszła piętnaście minut po
dzwonku, ale nam to nie przeszkadzało. Obecnie na matematyce
zajmowaliśmy się geometrią, którą bardzo lubiłam, za to Adriana
wręcz nienawidziła. Była bardzo dobra z języków, ale z matmy jej
nie szło. Często pomagałam jej w tym. Na szczęście oceny były
już wystawione i nie musiałyśmy się już przejmować.
Lekcja minęła nam szybko.
Adriana grała na telefonie ukrytym w piórniku a ja jak zwykle
szkicowałam. Siedziałyśmy w ostatniej ławce naprzeciwko biurka
nauczycielki co powodowało, że nie widziała co robimy, bo
zasłaniały nas osoby siedzące przed nami.
-Co
rysujesz?- zapytała Adi przechylając głowę tak, że jeden
niesforny kosmyk znów wypiął się z jej pięknego koka.
Podniosłam
dłoń tak, że dziewczyna zobaczyła rysunek.
-Jejciu,
jakie piękne!
-Yhm...
Ciekawa jestem czy chociaż wiesz co nabazgrałam?
-No
dobra, nie wiem, ale i tak jest piękne. To jakiś ptak, prawda?
-Tak,
to Falco biarmicus
-Że
co?
-Raróg
górski.
-Aha...
-No
wiesz taki ptak piękny ptak używany do polowań.
-Nie
wiedziałam, ale już wiem. Tylko nie opowiadaj więcej.
-Okey.-
nie opowiadałam, bo wiedziałam, że jej to nie obchodzi i w ogóle
mnie nie słucha.
W tym momencie zadzwonił
dzwonek. Wszyscy zaczęli się pakować i wychodzić z klasy.
Podbiegłyśmy pod biologiczną z której właśnie wychodziła Ala.
Zaczęłyśmy ją wypytywać. Powiedziała, że sprawdzian był łatwy
i żebyśmy powtórzyły dwa ostatnie tematy.
Przerwa szybko minęła,
ledwo zdarzyłyśmy to przeczytać. Weszłyśmy do klasy i siadłyśmy
w czwartej ławce w środkowym rzędzie licząc na to, ze nas nie
rozsadzi. Liczyć zawsze można...Usłyszałam twardy głos
Żebrowskiej:
-Nadia,
do pierwszej ławki.
Wzięłam
długopis i zgodnie z poleceniem nauczycielki siadłam w pierwszej
ławce. Oprócz mnie rozsadziła jeszcze kilka osób.
Napisałam sprawdzian
najlepiej jak potrafiłam. Od niego zależała moja ocena końcowa.
Biolożka nie uznawała czegoś takiego jak poprawki. Kocham biologię
i nawet dobrze mi z niej idzie, ale ta pani jest naprawdę
wymagająca.
Wyszłyśmy z klasy i nagle
zrobiło mi się strasznie słabo, świat zawirował a ja upadłam...
No nie do końca, bo ktoś mnie złapał, ale nie wiedziałam kto.
Czułam tylko męskie ramiona niosące mnie przez ciemność.